Dzisiejszy wpis poświęcę porównaniu krajowego rynku nieruchomości i kredytowania z rynkami w sąsiednich państwach.
Najważniejsza różnica to fakt, że w większości krajów Europy wymagany wkład własny kształtuje się na poziomie co najmniej 20%.
Zatem polskie 10% wkładu własnego wydaje się być z tej perspektywy niskim wymaganiem. Podobne zasady obowiązują w Irlandii i Chorwacji.
Najbardziej wymagającym krajem w tej kwestii są Węgry, gdzie wkład własny wynosi 50%! Zastanawiam się, czy młodzi ludzie przy takich założeniach mają w ogóle szanse na posiadanie swojej nieruchomości.
Wkład własny jest tak istotny, ponieważ jeśli kredytobiorca nie podoła ze spłatą swojego zadłużenia, dochodzi do windykacji, na skutek której bank może niewiele stracić, o ile w ogóle coś straci. 15-procentowy wkład własny musisz posiadać, jeżeli chcesz wziąć kredyt mieszkaniowy w Szwecji, na Słowacji, w Rumunii, na Litwie i w Czechach. Bardzo duży ukłon w stronę swoich rodaków robi Wielka Brytania, w której dzięki wszelkiego rodzaju wsparciom ze strony rządu kredytobiorca potrzebuje tylko 5% wkładu własnego.
Jedno jest pewne – to tylko kwestia czasu – w Polsce również będzie wzrastał procent wkładu własnego. Najprawdopodobniej w przyszłym roku wartość ta może osiągnąć już 15%.
Jeśli chodzi o zakup, to już wcześniej wspominałem, że średnia cena mieszkania w Warszawie to ok. 1700 euro za mkw. Dla porównania w Londynie czy Paryżu wartość ta wynosi 6500 euro za mkw. Z kolei najtańsze mieszkania można kupić w Budapeszcie, bo za mkw trzeba zapłacić ok. 1200 euro. Jak widać na tle innych krajów Europy pozostajemy ciekawym rynkiem dla inwestorów z racji średniej ceny lokali. Nasi sąsiedzi, Czesi, za mieszkanie w Pradze muszą zapłacić średnio 2000 euro za mkw.
Podsumowując, to tylko porównanie Polski na tle pozostałych państw. Nie odkryję przysłowiowej Ameryki twierdzeniem, że reszta Europy zarabia w euro i ich średnie płace są wyższe niż w Polsce, więc przekłada się to na większą zdolność kredytową.